Pojedynek Cieślaka z Makabu mógł w ogóle nie dojść do skutku. Najpierw Kongijczyk nie mógł dogadać się ze swoim promotorem, który zablokował walkę. Ta była zatem kilkukrotnie przekładana. W ostatnich godzinach problemem były pieniądze. - Nigdy nie spotkałem się z taką organizacją pojedynku o prestiżowy tytuł - mówił promotor polskiego boksera, Tomasz Babiloński.
Ostatecznie jednak udało się doprowadzić do walki. Ekipa radomianina przebywała w stolicy Demokratycznej Republiki Konga od kilku dni. W tym czasie doszło do kilku niebezpiecznych zdarzeń. Andrzej Wasilewski informował, że na ulicach jest bardzo niebezpiecznie, spotkać można wiele osób z bronią. Dodatkowo polska ekipa została kilka dni temu okradziona.
Atmosfera wokół walki była jednak więc niepokojąca i można było spodziewać się w zasadzie wszystkiego. - Jeszcze kilka dni temu nie znany nam był ani plan gali, ani jej miejsce - przyznał Babiloński. - Jestem przekonany, że ekipa Makabu (26-2, 24 KO) od początku znała prawdziwy termin walki. Przeraża mnie tamtejszy klimat (33-34 stopnie Celsjusza i duża wilgotność) i generalnie wszyscy będą przeciwko mojej osobie. Ale zamierzam zrobić swoje i wrócić z pasem do domu - mówił z kolei Cieślak.
W środę poinformowano, że sędzią ringowym będzie Kanadyjczyk Michael Griffin, a punktowymi Meksykanie Omar Mintun, Carlos Flores i Humerto Olivares. - Jest szansa na porządne sędziowanie. Ale reszta wygląda naprawdę słabo - podkreślił Wasilewski.
W pierwszej rundzie obaj badali rywala. Widać było duży respekt. Jako pierwszy zaatakował Cieślak, który posłał cios na korpus. Pod koniec tego starcia Polak znów posłał mocny cios. W drugiej rundzie lewy sierpowy wstrząsnął Makabu. Po chwili Cieślak znów trafił rywala, który okazał się być lekko zamroczony. Polak walczył dobrze taktycznie i miał przewagę na początku tego pojedynku.
Trzecia runda rozpoczęła się od lewego sierpowego Cieślaka, który znów wprawił rywala w zakłopotanie. Cieślak był aktywniejszy, ale zdecydował się na mocną wymianę z rywalem. Co ciekawe, gong zabrzmiał... minutę przed regulaminowym końcem rundy. W czwartej rundzie Cieślak wykonał kilka prostych ciosów. Makabu w odpowiedzi posłał jednak Polaka na deski. Cieślak był kompletnie zaskoczony tym ciosem.
W piątej rundzie Makabu zachwiał się po prawym sierpowym Cieślaka i był liczony. Kongijczyk szybko się jednak otrząsnął i próbował trafić Polaka lewym sierpowym. Ten jednak dobrze się uchylił. W kolejnym starciu Cieślak próbował ciosów na wątrobę, a Makabu napierał Polaka w narożniku. Siódma runda rozpoczęła się od podbródkowego w wykonaniu Cieślaka. Po chwili Makabu odpowiedział ciosem poniżej pasa. W drugiej części tej rundy obaj próbowali posłać rywalowi serię ciosów, ale zarówno Cieślak, jak i Makabu dobrze się bronili.
W ósmym starciu Makabu zyskiwał coraz większą przewagę, ale wyglądało na to, że Polak zdołał przetrwać trudny moment. W dziewiątej rundzie Cieślak posłał prawy sierpowy, ale jego rywal nie zamierzał odpuszczać i zepchnął Polaka pod liny. W kolejnym starciu widać było, że trudy walki dają się Polakowi we znaki. Jego ciosy nie były już tak silne, a Makabu odpowiedział prostym na głowę Cieślaka.
Przedostatnia runda tego pojedynku przyniosła aktywny początek Cieślaka i dobry prawy sierpowy. To była niezła runda w wykonaniu polskiego pięściarza. W dwunastym starciu Polak potrzebował nokautu, aby wygrać, ale widać było, że nie ma już sił. Ostatecznie o wyniku walki miał zdecydować werdykt sędziowski. Od początku wiadomo było jednak, że przewagę w czasie walki miał Makabu i to on zdobył pas mistrzowski.
Cieślak z kolei zdobył cenne doświadczenie. Polakowi w walce zabrakło jednak kondycji i wróci do Polski bez pasa. Polską ekipę czeka teraz najtrudniejsze zadanie. Muszą bowiem przewieźć do kraju pieniądze, które otrzymali za walkę. Nieoficjalnie mówi się o 150 tysiącach dolarów. Prawo DR Konga zabrania jednak przewożenia przez jedną osobę większej kwoty pieniędzy niż 10 tysięcy dolarów, a zespół Cieślaka nie jest na tyle liczny, aby wywieźć taką sumę...
Klimat i te cyrki przed walką, na pewno zrobiły swoje. Szkoda jednak tego błędu z IV rundy...
— Damian Markowski (@markowski_dm) January 31, 2020