To koniec. Przegraliśmy. Przegraliśmy, ale czy mogliśmy wygrać? Wszyscy dmuchaliśmy ten balon z napisem „Polska”, balon, który pękł dziś z jednym wielkim hukiem. Tym bardziej jest przykro, tym bardziej boli. Taka okazja prędko nam się już nie powtórzy, a za kilka tygodni powróci ligowa szarzyzna i sportowa nijakość. Piękny był to zaiste sen, ale trwał bardzo krótko...
Porażka z Czechami boli tym bardziej, że zajęliśmy ostatnie miejsce w grupie. Boli też styl, bo ja nie chcę się oszukiwać, iż dziś podjęliśmy walkę. Nie możemy iść na piwo ze Szwedami, bo choć oni też pożegnali się z Euro, to przynajmniej pograli trochę w piłkę.
Niestety zawiodło także trio z Dortmundu. To serce naszej reprezentacji, a serce to biło dziś z każdą chwilą wolniej, aż w końcu stanęło całkiem. W ogóle nasz zespół grał tak, jakby ktoś wyłączył im prąd. Na początku zagraliśmy za ostrożnie, potem było już za późno...
Kolejna porażka to nasi kibice. Buńczuczne wypowiedzi i chóralne śpiewy przed kamerami a w drugiej połowie, wtedy, kiedy piłkarze najbardziej potrzebowali dopingu ja w swoim telewizorze słyszałem czeskich fanów. Na koniec też nie było specjalnych braw na pożegnanie, choć sam nie wiem czy dziś bym klaskał. Nie mamy irlandzkiej mentalności i nigdy jej mieć nie będziemy. Jest za to słomiany zapał i wspomniany balon.
Swoją łyżkę dziegciu do beczki miodu dołożyli nam Grecy. Nie braliśmy pod uwagę, że są w stanie awansować. Tymczasem ci słabi według nas Grecy grają dalej, a my nie. I to rywalizując w najsłabszej grupie mistrzostw.
Pisałem kilka dni temu o zbyt defensywnym ustawieniu Polaków. Nieoczekiwanie zagrało to wszystko jakoś o dziwo w spotkaniu z Rosjanami. Tyle, że to był mecz o inna stawkę. Ale dziś żal było patrzeć, gdy nasz as formatu europejskiego Robert Lewandowski sam błąkał się w okolicach pola karnego, bezradny jak niemowlę pozostawione przez matkę.
Dziś jesteśmy mądrzejsi o doświadczenia. Okazało się, że nie mamy zespołu i nie mamy nawet jedenastu zawodników mogących skutecznie walczyć na boiskach Europy. Ale nie może być w kadrze takich nieporozumień jak np..Murawqski, Brożek czy Matuszczyk.
Jedyny jasny punkt tych mistrzostw to Przemysław Tytoń. Gdy płakał po meczu, moja żona zapytała z przekąsem, czemu on płacze? Tak naprawdę to właśnie jednak z zawodników tylko Tytoń miał prawo płakać po tym meczu, bo on jeden wykonał swoją robotę dobrze.
Co dalej? Trener pewnie poda się do dymisji, kibice znowu zaczną śpiewać stare piosenki o tym, co trzeba zrobić z PZPN-em. Ale polska piłka jest chora, a poza nowymi stadionami, nie ma żadnych przesłanek, aby mieć jakąś nadzieję. Oczywiście można nie posiadać gwiazd, a mieć zespół, jak Grecy czy Czesi, ale moim zdaniem żaden polski trener nie jest w stanie tego zrobić. czas więc na szkoleniwoca zza granicy. I nie chodzi tu o dziadka typu Beenhakker czy Trapattoni, ale o przygotowanego do zawodu profesjonalistę, najlepiej z Niemiec. Przynajmniej dobrego przygotowania fizycznego moglibyśmy być wtedy pewni, a na tym dziś w dużej mierze futbol się opiera.
A teraz nie pozostaje nam nic innego, jak dopingować innych. Ja swoje uczucia przeleję na Greków – gdyby zdobyli mistrzostwo nie byłoby już mi tak smutno jak dziś.
PS: Irytuje mnie jeszcze jedno. Teraz były bramkarz naszej kadry Jan Tomaszewski będzie triumfował. Już widzę jego "a nie mówiłem?". Najgorsze jest to, że przynajmniej co do wyniku sportowego racja była po jego stronie...