Wszystko zaczęło się od konferencji prasowej PiS, w ramach ubiegłorocznej kampanii przed wyborami samorządowymi. Marek Suski rozliczał prezydenta Radosława Witkowskiego z obietnic wyborczych, sprzed czterech lat. Jednym z punktów było hasło "stop nepotyzmowi". Minister w pewnym momencie wyciągnął listę osób - radnych i ich krewnych zatrudnionych w Urzędzie Miejskim oraz w spółkach, jednostkach miejskich i wojewódzkich.
Personalnie Marek Suski odniósł się w pierwszej kolejności do rodziny radnej Michalskiej-Wilk z Koalicji Obywatelskiej - jej matki, teścia, męża. Całą rodzinę Wilków, minister określił słowem "watahą" zatrudnioną w jednostkach miejskich. Podczas ostatniej rozprawy bronił się, że użył tego wyrażenia żartobliwie. - Kampanie wyborcze są po to, żeby bawić, żeby było żartobliwie - mówił. Stwierdził też, że wobec PiS także używano podobnego wyrażenia.
Minister tłumaczył, że wcale nie sugerował, że radna załatwiła pracę rodzinie, a jedynie przedstawił fakty, gdzie członkowie jej rodziny pracują. - Mija się to z prawdą - stwierdziła z kolei radna i wyjaśniła. - Ze stenogramu z konferencji jasno wynika, że pan minister zestawił moją osobę z nepotyzmem, sugerując, że wykorzystując znajomości - chociażby z prezydentem - załatwiłam pracę członkom mojej rodziny - powiedziała Marta Michalska-Wilk.
Sędzia Anna Gzel-Michalska uzasadniając wyrok mówiła, że takie "przejaskrawione" opinie są dopuszczalne w trakcie kampanii wyborczej, a wobec osób publicznych krytyka może być posunięta dalej. Stwierdziła, że wypowiedź Marka Suskiego trzeba analizować w całości z uwzględnieniem tego, co mówił o obietnicach prezydenta Radosława Witkowskiego o utworzeniu 8 tysięcy miejsc pracy. Sędzia uznała też, że z wypowiedzi ministra nie wynika, że to radna Michalska-Wilk załatwiła pracę swym bliskim.
Podczas ogłaszania wyroku, obecna była radna, ministra nie było. Wyrok nie jest prawomocny. Marta Michalska-Wilk zapowiedziała, że się od niego odwoła.
Uzasadnienie wyroku za Zebrra.tv:
Komentarz radnej Michalskiej-Wilk do wyroku: