Podczas środowej konferencji posłowie Marek Suski, Zbigniew Kuźmiuk oraz senator Wojciech Skurkiewicz zapowiedzieli, że będą apelować do premiera Donalda Tuska oraz marszałkini Ewy Kopacz o interwencję w sprawie byłych pracowników fabryki. Ich zdaniem, proces prywatyzacji firmy nie został odpowiednio skontrolowany. - Zginęły pieniądze i nie wiadomo, gdzie się podziały. 400 osób zostało na bruku, to był rozbój w biały dzień. W związku z tym będziemy apelować do Prokuratora Generalnego, Ewy Kopacz oraz premiera Donalda Tuska o to, aby spwodowali wypłacenie chociażby zaległego wynagrodzenia dla pracowników, bo uratowanie zakładu jest niewykonalne dla tej ekipy – powiedział poseł Marek Suski.
Według posła Zbigniewa Kuźmiuka sprawą na nowo powinna zająć się prokuratura, a głównym tego powodem jest kwota, za którą fabryka została sprzedana, czyli za 1,4 mln złotych, mimo że syndyk majątek firmy wycenił na 37 mln złotych. Mimo że PiS wielokrotnie wysyłał pisma do instytucji zajmujących się sprawdzaniem sprzedaży nieruchomości pod kątem zgodności procedur, zarówno prokuratura w Siedlcach jak i CBA nie dopatrzyli się nieprawidłowości w procesie prywatyzacji fabryki. W konferencji wzięli także udział byli pracownicy fabryki, którzy są załamani utratą pracy i martwią się, że ze względu na swój wiek (50-60 lat) nie są już atrakcyjni dla potencjalnych pracodawców. Janusz Skrzypek, były pracownik Fabryki „Łączników” zaznaczył że zwolnionym osobom należy się po 5-7 tys. złotych. Byli pracownicy w styczniu 2012 roku złożyli skargę do Państwowej Inspekcji Pracy, która stwierdziła nadużycia. - Należały się nam pensie i inne zobowiązania. Syndyk zalega z wypłatami. Siedziba firmy została przeniesiona do Siedlec, a nas się o niczym nie informuje – mówił podczas konferencji Skrzypek.