W czwartek w Sali Kolumnowej Sejmu odebrał pan zaświadczenie o wyborze do Sejmu RP. Spełnia się Pana marzenie?
Jak w lutym mówiłem, że jest to moje marzenie i chciałbym je kiedyś zrealizować, nie sądziłem, że to przyjdzie tak szybko... Stałem się zakładnikiem tych słów i wiele osób mnie do tego namawiało, czułem olbrzymie wsparcie. Przypomnę tylko, że koledzy i koleżanki z centrali zadbali o to, żebym do ostatniego momentu nie wiedział, z którego miejsca będę startował. To też przełożyło się chyba, na jeszcze większą wolę walki, nie tylko moją, ale całej mojej drużyny, tych kilkudziesięciu osób, które mi pomagały, które mnie motywowały. Kiedy już nie miałem siły, to widząc ile osób jest ze mną, np. podczas rozmów z ludźmi na targowiskach, znajdowałem nową energię.
Jest pan zaskoczony swoim wynikiem? Drugim z piątego miejsca - prawie 12 tys. głosów.
Myślę, że bardziej są zaskoczeni ci, którzy we mnie nie wierzyli, którzy nie przyłączyli się do tej drużyny, którzy wybrali innych kandydatów, ale tak bywa... wydaję mi się, że zrobiłem wszystko i ten wynik odzwierciedla moje zaangażowanie. Wierzyłem w to i wierzyli w to wszyscy z mojej drużyny. Dziękuję za te 11 996 głosów. Będę jedynym posłem KO z Radomia. Dziękuję posłance Annie Białkowskiej i posłowi Leszkowi Ruszczykowi, bo mocno się angażowali w kampanię. We trójkę nadawaliśmy ton kampanii KO w okręgu nr 17.
Teraz wspólnie z eurodeputowaną Ewą Kopacz, szukamy miejsca w centrum Radomia na otwarcie biura. Musi być dobrze skomunikowane, bo jako poseł chcę być blisko mieszkańców. Ale też będę pracować w terenie.
Przez 5 lat był pan wiceprezydentem Radomia. Czas na pierwsze podsumowania.
Te 5 lat było dla mnie szczęśliwe, bo udało się zrobić wiele rzeczy, począwszy od Radomskiego Programu Drogowego, który niewątpliwie jest wielkim sukcesem, bo utwardzonych zostało ponad 150 ulic. Dalej trasa N-S. 40 lat o niej mówiono, a w tej chwili mamy wykonany pierwszy etap, drugi jest w trakcie projektowania, na trzeci ogłoszony przetarg. Z największych inwestycji, z której jestem najbardziej dumny, a za którą próbowano mnie odwoływać, za którą mojej głowy żądali parlamentarzyści PiS, ministrowie, muszę wymienić przebudowę alei Wojska Polskiego. Uparłem się, że nie chcemy przyjąć 20% dofinansowania od Państwa i okazało się, że ten upór się opłacił. Mamy 80%. To są grube miliony dla miasta.
Mówi Pan o sukcesach, ale przecież były też przetargi, które były nierozstrzygane terminowo, opóźnienia na inwestycjach, także tych, o których pan mówił przed chwilą. I faktycznie opozycja czerpała z tych okazji pełnymi garściami, żeby Pana "grillować"...
Opozycja jest od tego, żeby rozliczać, dopytywać, sprawdzać. Wielka szkoda, że najczęściej było to strzelanie kulą w płot albo strzelanie „sztuka dla sztuki”, może coś się trafi, ale najczęściej było to strzelanie ślepakami.
Ale mamy też takie sztandarowe inwestycje, jak Radomskie Centrum Sportu i Kamienica Deskurów. Dawno powinny służyć mieszkańcom.
RCS to inwestycja, która przede wszystkim jest kulą u nogi, ale wykonawcy, który upadł, bo o tym teraz niewiele osób mówi. Sąd ogłosił upadłość Rosabudu w ubiegłym tygodniu. To tylko pokazuje, że był to nierzetelny wykonawca, choć wszyscy po tym przetargu myśleliśmy, że wszystko pójdzie dobrze. Że radomska firma stojąca na czele konsorcjum, firma, której na sercu leży dobro radomskiej koszykówki, mocno zaangażuje się w to, by hala powstała jak najszybciej. Tak się nie stało, wielka szkoda.
Dlatego cieszę się, że we wtorek - ostatnim dniu mojej pracy w Urzędzie Miejskim - mogliśmy powiedzieć, że rozstrzygnięcie przetargu na dokończenie umowy się uprawomocniło, a umowa zostanie podpisana do 31 października. To bardzo ważne, tego oczekują mieszkańcy i władze miasta, władze spółki MOSiR. RCS dokończy konsorcjum na czele z firmą Erekta, która buduje także Centrum Rehabilitacji. Warto się tym chwalić.
Wszystko wskazuje, że RCS w końcu zostanie oddane do użytku. Po tych latach, zastanawiam się jednak, czy nie można było uniknąć tych kłopotów na samym początku, gdy decydowano, kto będzie budował? Mówię o przetargu, kiedy okazało się, że cena zaproponowana przez konsorcjum Rosabud/Maxto, odbiegała mocno od innych. Czy nie było wtedy w was refleksji, żeby ostrożniej podejść do tej oferty?
Cieszy mnie to pytanie niezmiernie, bo pragnę przypomnieć, jak było po tym rozstrzygnięciu. Oczywiście, my zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych, musimy wybrać ofertę najkorzystniejszą dla zamawiającego, tzn. decydowała cena i okres gwarancji. Każdą ofertę, zgodnie z wytycznymi ustawy, przelicza się na punkty. Wtedy najkorzystniejszą była konsorcjum Rosabud/Maxto. I teraz przypomnę, bo mało kto o tym mówi i pamięta, że kolejny potencjalny wykonawca, zaskarżył tę ofertę do KIO i zamawiający, a de facto zwycięzca przetargu - czyli Rosabud/Maxto, obronił tę ofertę w KIO, uwiarygodniło, że za pieniądze, które zaoferował, jest w stanie tę inwestycję wykonać. To jest bardzo ważne w kontekście tego, co wydarzyło się później, czyli wniosków o zwiększenie kwoty składanych przez Rosabud.
Ustawa o zamówieniach publicznych nie pozostawia zamawiającym zbyt wiele elastyczności. My spełniliśmy jej wymogi i staliśmy się ofiarą nierzetelnego wykonawcy, który zaproponował najniższą cenę i nie był w stanie za te pieniądze tego zrobić, który napotkał też inne problemy, ale to są pytania otwarte...
Zwrócę też uwagę, że w tej sprawie ani razu nie wypowiedział się szef firmy wiodącej w tym konsorcjum. Komentują ją różni politycy z PiS, PO, wszyscy komentują, ale nie wypowiedziała się w tej sprawie, ta konkretna, jedna osoba, która wie chyba wszystko o tym kontrakcie.
Z kamienicą Deskurów też wszelkie terminy zostały przekroczone.
A ja cieszę się, że w końcówce mojej pracy w urzędzie, montowana jest konstrukcja świetlika nad dziedzińcem kamienicy Deskurów. To bardzo trudna inwestycja, jak powiedział dyrektor Wydziału Inwestycji, Eugeniusz Kaczmarek, który pracuje w urzędzie 30 lat - najtrudniejsza, z jaką przyszło mu się mierzyć. Budynek zaniedbany, z odbudową, którego byli prezydenci chyba bali się zmierzyć, a my podjęliśmy to wyzwanie, ścięliśmy brzózki i po prostu zrealizujemy ten projekt.
I tu się zastanawiam, czy nie można było uniknąć wpadki z kamienicą Deskurów? Wszyscy wiedzieli, w jakim ona jest stanie, można było trochę ostrożniej ustalić poszczególne terminy. Można było wreszcie nie zapowiadać zakupu mebli, gdy na budowie zapowiadało się wielkie opóźnienie. Patrząc na stan budowy, te zapowiedzi mocno raziły.
Jeśli chodzi o stan obiektu, to oczywiście wszyscy wiedzieli, że na nim rosną brzózki, symboliczne brzózki na dachu, obok których parlamentarzyści PiS, byłe władze Radomia, codziennie przychodziły na partyjne spotkania. Oglądali je z okien swoich biur i nigdy im nie przeszkadzały. To my podjęliśmy się trudnego zadania rewitalizacji Miasta Kazimierzowskiego, rewitalizacji Rynku, kamienicy Deskurów, Ratusza. Teraz przed nami, przed miastem, remont płyty Rynku. Wracając do tych mebli, to trzeba je kupić, przed miastem jest jeszcze ten wydatek.
My, ale przede wszystkim projektanci, ci którzy robili analizy ekologiczne, archeologiczne, bazowali na tym, co jest w dokumentacji. Wszyscy byliśmy zaskoczeni, gdy w dokumentacji nie było w danym miejscu piwnic, a w rzeczywistości były, albo odwrotnie - tam, gdzie były w dokumentacji piwnice, okazały się, że dawno zostały zasypane. To wszystko powodowało, że musieliśmy na bieżąco reagować.
Przed nami, tak naprawdę końcówka inwestycji. We wtorek, byłem na Rynku, chcąc zobaczyć, jak wygląda montaż świetlika, ostatniego problematycznego elementu. To rozwiązanie architektoniczne mnie niezmiernie cieszy, bo to spowoduje, że będziemy mieli w kamienicy Deskurów oszklony dziedziniec. Elewacja jest już gotowa, montowane są okna. To jest kwestia kilku najbliższych miesięcy, kiedy ten budynek zostanie wykończony. Oczywiście, trzeba mówić o tym, że mogło być inaczej, że mogło być w innym momencie, tylko to nie jest nowy budynek...
Pewnie prościej byłoby zburzyć i od nowa zbudować.
O tym mówiliśmy wielokrotnie, tylko, że ten budynek jest zabytkiem i dziś musimy powiedzieć, że nadal zabytkiem zostanie...
Choć niewiele z tego zabytku tam zostało...
Ja tego nie mogę powiedzieć, ale konserwator ma nad wszystkim pieczę. Wszystko wykonywane jest zgodnie z zasadami sztuki konserwatorskiej, to będzie najlepszy przykład rewitalizacji takiego budynku. Nie pamiętam, jak rewitalizowana była Elektrownia, ale to był budynek, który był w zdecydowanie lepszej kondycji. Tutaj degradacja była ogromna.
I żeby była jasność, nie mówię, że wina leży w dwóch kadencjach Andrzeja Kosztowniaka. Jeszcze wcześniej, prezydent Zdzisław Marcinkowski i poprzedni prezydenci, nie inwestowali w ten budynek. Zamknęli go i nie mieli na niego pomysłu. Spowodowało, że popadł on w kompletną ruinę, ale my go z tej ruiny podnosimy. Jeśli będę na wieki zapamiętany, jako ten, który miał problemy na budowie kamienicy Deskurów, to chyba nawet się cieszę, bo również zapamiętany jako ten, który spowodował, że ta kamienica została zrewitalizowana.
Z reguły następne pokolenia korzystają z infrastruktury, nie rozpamiętując jak ona powstawała, lecz doceniając jej obecność. To jak w piłce nożnej, już po tygodniu nikt nie pamięta w jakim stylu grano, a liczą się punkty. Ale nie tylko z kamienicy Deskurów może być pan zapamiętany. "Konrad Frysztak I Kładkowy". Mówi to Panu coś?
To oczywiście z rynku dobiegający, mój nowy pseudonim. Ja się tego nie będę wstydził w żaden sposób, bo jeśli chodzi o kładki, to od porażek blisko do sukcesów. Porażką jest oczywiście, jak ta kładka została zaprojektowana, kto wydał na to pozwolenie, ale to było jeszcze za prezydenta Andrzeja Kosztowniaka. Nam po prostu udało się tę kładkę wybudować i dopuścić do użytkowania. W tej chwili jest bezpieczna.
Obecnie w sądzie w Lublinie z firmą Sudop Praga rozliczamy tę inwestycję, walcząc o odszkodowanie. Mocno wierzę w to, że dyrektor Wójcik z dyrektorem Dróżdżem, ze swoimi prawnikami, udowodnią, że to były błędy projektowe. One są bezsprzeczne i myślę, że sąd będzie warzył wyłącznie wysokość odszkodowania.
Ale dlaczego słowo „kładka” kojarzy mi się z sukcesami? Z prostego powodu - kładek na Ustroniu. Trzy z nich udało mi się wpisać do budżetu i je wykonaliśmy - dwie na ul. Osiedlowej i jedna na Sandomierskiej. Przed miastem, remonty kolejnych - drugiej na Sandomierskiej, jeszcze jednej na Osiedlowej.
Tak więc mamy przykłady dwóch obiektów, a z kładką trzech, z którymi były/są problemy. Jednak koniec końców, kładka jest oddana do użytku, w Kamienicy Deskurów prace zmierzają ku szczęśliwemu zakończeniu, lada dzień podpisana zostanie umowa na dokończenie RCS. Listę uzupełniają wspomniane wcześniej: budowa trasy N-S i remont alei Wojska Polskiego i Ratusza. Wszystko to inwestycje bardzo ważne, z którymi poprzednie władze nic nie zrobiły.
Zapytam o Samorządową Piątkę, o której, jako swym zobowiązaniu, mówił pan w kampanii wyborczej. Jeśli chodzi o miasto Radom, na czoło wyłaniają się dwa punkty, czyli 100 mln zł na szpital miejski oraz remont Amfiteatru. Najpierw szpital, jeśli już uda się uzyskać te 100 mln, to na co zostaną spożytkowane?
Szpital ma wiele potrzeb i to pokazaliśmy, dużo inwestując w poradnie...
No tak, wiemy. Ale budujemy obecnie oddział rehabilitacji za prawie 50 mln zł. Czyli za 100 mln zł można dwa inne oddziały postawić.
Rehabilitacja jest w 100% finansowana z budżetu miasta, i to jest pierwsza rzecz. Nie mówię tutaj o zwrocie pieniędzy, które wydajemy, jako gmina na budowę, ale mówię o wyposażeniu tej rehabilitacji. Bo wybudowanie pustych ścian, to jest jedno, a wyposażenie to drugie i to bardzo kosztowne. Ale potrzeby mamy także inne, np. zakład patomorfologii. Inwestycji wymaga oddział wewnętrzny. Są inne niezbędne remonty, doposażenia. Np. najprostsze urządzenie USG, kosztuje dziś kilkaset tysięcy złotych.
Czyli raczej to będą pieniądze na remonty, doposażenie, a nie wielkie inwestycje?
To na pewno będą pieniądze, które w porozumieniu z wiceprezydentem Jerzym Zawodnikiem i dyrekcją szpitala, placówka wyda na najpotrzebniejsze rzeczy, takie, które będą powodowały podniesienie jakości obsługi pacjentów...
Jeśli się uda je w ogóle zdobyć...
Ja będę o to mocno walczył i przypominał również politykom PiS, co obiecywali w kampanii samorządowej, co obiecywali w różnych wywiadach prasowych, to wszystko można z powrotem wyciągnąć i spisać. Może będę sumieniem radomskich parlamentarzystów PiS, bo będę przypominał. Ale tak samo jak przypomnę o obietnicy dofinansowania remontu drogi krajowej nr 7 w granicach administracyjnych miasta. Ponad rok temu, ówczesny kandydat na prezydenta Wojciech Skurkiewicz, obiecał 20 mln zł. Wysłaliśmy wnioski i usłyszeliśmy, że tych pieniędzy po prostu nie ma, że nam się nie należą. Ale w przestrzeni medialnej, w czasie kampanii, smakowało to dobrze. Niestety póki co, nic z tego nie mamy i dlatego będę walczył, by pomóc miastu w tym zakresie.
O ile na służbę zdrowia, czy nawet na projekty drogowe, łatwiej będzie pozyskać pieniądze z budżetu Państwa, o tyle, na taką „fanaberię” jak Amfiteatr, który wymaga dużego remontu, a praktycznie odbudowy, może być dużo trudniej o państwowe fundusze.
Dlaczego? Jest ministerstwo kultury, które musi dotować pewnego rodzaju inwestycje. Już mówiono kiedyś, że trudno uzyskać środki na halę, a pozyskaliśmy środki z ministerstwa sportu, więc dlaczego Amfiteatr nie może być taką inwestycją ważną dla ministra kultury? Będę o to zabiegał.
Bez pomocy parlamentarzystów z PiS, może być o to trudno.
Jak mówiłem, będę ich sumieniem, ale w przypadku tej inwestycji, jeszcze nie pora na to. Najważniejsze, że ogłosiliśmy konkurs architektoniczny na Amfiteatr. Do 15 stycznia czekamy na prace konkursowe. Spośród nich sąd konkursowy wyłoni zwycięzcę, który na podstawienie zamówienia z wolnej ręki, zgodnie z umową, będzie mógł przygotować dokumentację, na podstawie której poznamy kosztorys. Wtedy będziemy mogli zabiegać o pieniądze, nie tylko od ministerstwa, ale również chociażby od marszałka Mazowsza.
O jakiej kwocie mówimy?
Dziś jest za wcześnie to określić, poznamy kosztorys, będziemy mogli mówić o kwotach...
Podczas obrad Rady Miejskiej, w czasie dyskusji politycznych, dał się pan poznać jako ostry mówca. Lubi pan dokładać konkurentom, mieć ostatnie zdanie, nawet wtedy, kiedy może nie do końca ma Pan rację. Czy w Sejmie można się spodziewać równie wojowniczego Konrada Frysztaka?
Przede wszystkim, jak nie mam racji, to się nie wypowiadam. Staram się nie wypowiadać w sytuacjach, kiedy czegoś nie wiem, i tego nie sprawdzę. I tutaj, trudno mi się do tego odnieść. Jeśli zaś chodzi o kwestię rozmowy, dyskusji w sprawach ważnych, to być może czasem kogoś moje słowa bawią albo skupiają jego uwagę...
Albo drażnią...
Ewentualnie wzbudzają ten moment, kiedy percepcja rośnie. Staram się, żeby te słowa nie były dla nikogo bolesne ani obraźliwe. Ale w dyskusji politycznej, o rzeczach ważnych dla mieszkańców, trzeba używać takich słów, które pozwolą zrozumieć, dotrzeć do tych, z którymi się rozmawia i przekonać do swoich racji. Ja będę na pewno mocno dyskutował, mocno walczył o te sprawy, do których zobowiązałem się przed swoimi wyborcami.