Niedziela 24 listopada
Emmy, Flory, Jana
RADOM aktualna pogoda

Tłumy radomian szukały ducha miasta!

Iwona Kaczmarska 2011-06-26 16:01:00

- Chodź szybko! U bernardynów jest jakaś wojna! Serio! Strzelają. I konie są! - entuzjazmował się przez komórkę krótko ostrzyżony człowiek w dresie zaglądając ciekawie przez ogrodzenie kościoła św. Katarzyny. A tam, na wypielęgnowanym trawniku, umierał właśnie płk Dionizy Czachowski. Umierał w licznej asyście radomian, których do klasztoru ojców bernardynów przywiodła chęć znalezienia duszy własnego miasta.

To Resursa Obywatelska postanowiła sprawdzić, gdzie w Radomiu kryje się Anima Urbis – Dusza Miasta. Jak wiele osób chciało się tego dowiedzieć, mogli przekonać się ci, którzy do pierwszej stacji poszukiwań – cerkwi św. Mikołaja, dotarli w sobotę parę minut po siódmej. Do świątyni nie można było już wejść i przejmującego koncertu muzyki cerkiewnej w wykonaniu chóru z Kaliningradu trzeba było słuchać stojąc na stopniach. Część uczestników wyprawy korzystała więc z okazji i oglądała najstarsze nagrobki na prawosławnym cmentarzu. Tu młodym przydawali się rodzice i dziadkowie, którzy potrafili przeczytać pisane cyrylicą inskrypcje.

Po koncercie i obejrzeniu kościoła (niektórzy byli w radomskiej cerkwi po raz pierwszy) poszukiwania przeniosły się do Resursy. A skoro to 25 czerwca, nie mogło zabraknąć akcentów przypominających wydarzenia sprzed 35 lat. W klimat siermiężnego PRL-u wprowadzała okolicznościowa wystawa, a - znowu – sala kameralna nie mogła pomieścić wszystkich, którzy chcieli obejrzeć dokument „Radom Czerwiec '76. Bądźmy dumni”, przygotowany specjalnie na obchody rocznicy przez grupę młodych ludzi. Dla tych, którzy się spóźnili albo do sali nie weszli, film został wyświetlony raz jeszcze. W Resursie na zgłodniałych i trochę już zmarzniętych uczestników zwiedzania czekały gorąca kawa i herbata oraz pyszny chleb ze smalcem. Pojadano więc i popijano przeglądając prasę sprzed 35 lat czy podziwiając rower składak, szklany syfon albo lampowy radioodbiornik.

- Dobrze, że św. Trójca jest taka duża... Będzie gdzie usiąść - cieszyła się jedna z poszukiwaczek, kiedy cała grupa szybkim krokiem zmierzała do kościoła przy placu Kazimierza Wielkiego. Ojcowie jezuici też ucieszyli się z nocnych gości – opowiedzieli o historii kościoła, a działający w tej parafii od 20 lat zespół Gaudeamus dał krótki koncert, który nagrodzony został stojącą owacją.

Kościół św. Trójcy od dziedzińca Kurii Diecezjalnej dzieli tylko kilka metrów. W niezwykłej scenerii zabrzmiała muzyka Grażyny Bacewicz w wykonaniu kwartetu skrzypcowego Sarabanda ze szkoły muzycznej. Potem Teatr Poszukiwań z Resursy zaprezentował spektakl „Śmiertka na gruszy”.

Bardzo mi się to podoba. Bo zwiedzamy kościoły i dowiadujemy się różnych rzeczy. I koncerty też mi się bardzo podobały – mówiła z przejęciem 10-letnia Ania. I zapewniała, że na pewno wytrzyma do końca poszukiwań.

W farze, a dochodziła jedenasta, na uczestników wyprawy czekał już chór Sancti Casimiri Cantores Radomienses. - Zupełnie inaczej słucha się tej muzyki czy nawet zwiedza znane kościoły w nocy, nie przy okazji uczestniczenia we mszy czy w kościelnych uroczystościach. A tu mamy nie tylko takie atrakcje. Wspaniała rzecz... - mówiła Anna Biernacka.

Ta inną atrakcją, która czekała na dziedzińcu fary, były popisy kuglarzy z Resursy. Młodych ludzi publiczność nagradzała nie tylko brawami, ale i okrzykami zachwytu. W ruch poszły aparaty fotograficzne i komórki.

Następny przystanek – kościół ojców bernardynów. Na dziedzińcu nadwątlone poszukiwaniami siły można było ponownie pokrzepić chlebkiem ze smalcem i małosolnym ogórkiem oraz gorącymi napojami. Te ostatnie cieszyły się ogromnym powodzeniem, bo chłodny wieczór przerodził się w wyjątkowo zimną noc, a nie wszyscy uwierzyli w prognozy i zabrali ciepłe swetry albo drugą kurtkę. Tym łatwiej jednak mogli sobie wyobrazić potyczki powstańców styczniowych z rosyjskim zaborcą i śmierć pułkownika Dionizego Czachowskiego, które według poematu ks. Jana Wiśniewskiego wyreżyserował i przedstawił ze swoimi rekonstruktorami Przemysław Bednarczyk. Widok kozaków na koniach paradujących po północy po Żeromskiego i huk wystrzałów ścierających się w śmiertelnym boju Polaków i Rosjan mógł niezorientowanych zadziwić i wystraszyć. Ojcowie bernardyni nie tylko zaprezentowali historię radomskiego klasztoru i kościoła, nie tylko zgodzili się na deptanie po nocy przez setki nóg trawników, ale... wzięli udział w rekonstrukcji. W końcu to właśnie w ich klasztorze powstańcy z płk. Czachowskim znajdowali schronienie i opiekę, więc nie można było dopuścić, by potrzebnego w spektaklu spowiednika ktoś musiał odgrywać. Księża są przecież na miejscu.

Przed drugą w nocy znacznie przerzedzona grupa poszukiwaczy dotarła do kościoła ewangelicko-augsburskiego. Ks. Wojciech Rudkowski, który opowiedział o przeszłości świątyni i radomskich ewangelików, zachęcając do obejrzenia filmu „Luter”, zapewniał, że ławki zostały tak zaprojektowane, by trudno było w nich zasnąć.
 

Komentarze naszych czytelników

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu

Dodaj komentarz

Nie przegap

RADOM aktualna pogoda

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies.

Strona używa cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług oraz prowadzenia statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.

Akceptuję, nie pokazuj więcej
Polityka prywatności Ochrona danych osobowych