Wydarzenie rozpocznie się w piątek (3 lipca) o godz. 15. Mural w tym czasie będzie można obejrzeć razem z artystą i kuratorką, Moniką Małkowską.
Ryszard Grzyb jest malarzem, poetą i wojownikiem
Ma też dar, który pozwala mu na psychiczną translokację.
Jego sztuka to swego rodzaju szamanizm.
Mam wrażenie, że Ryszard Grzyb potrafi kontaktować się z duchami z epoki kamiennej. A także z istotami nadludzkimi, ukrywającymi się w postaciach zwierząt.
Jak każdy twórca, odprawia swe rytuały w samotności. Jednak ich siła i sens potęgują się w obecności świadków. Ekstaza udziela się tym, którzy patrzą.
Ale trans-uczestnictwo niczego nie uczy.
„Każdy z nas jest swoim własnym nauczycielem”, uważa Ryszard Grzyb.
Nie można kogoś innego nauczyć bycia sobą.
Nie można nauczyć sztuki.
Wiersz potrzebuje słów, żeby stać się.
Obraz nie potrzebuje słów, żeby go pojąć.
Wiersz nie daje się przełożyć na obraz, ani odwrotnie. Są osobnymi bytami, choć mogą koegzystować. Także w głowie autora.
Malarstwo to taniec z pędzlem w ręku. Gesty, gesty. Śpiew, mamrotanie.
Poezja to trans w głowie. Ledwie zauważalny ruch kilku palców. Zamknięte oczy.
Karate stanowi umowny łącznik pomiędzy tymi stanami ciała i umysłu: jest obserwacją, bezruchem, precyzją i uderzeniem świadomości.
Sztuka Ryszarda Grzyba prowadzi moje myśli ku odległej przeszłości.
Przez stulecia sądzono, że w sztuce dokonuje się postęp; że z biegiem epok artyści zyskują większą sprawność, wiedzę, świadomość. Ten pogląd kilkakrotnie poddawano rewizji, co nie zmieniało zachwytu dla tego, co w danym momencie uznawano za nowatorskie, za najbardziej „na czasie”. Oczywiście, zawsze znajdowali się tradycjonaliści, dający odpór bałwochwalczemu zachwytowi dla artystycznych „odkryć”. Na poparcie mieli prawdziwe odkrycie – archeologiczne. Wykopaliska, które uświadamiały, że w odległej przeszłości sztuka (także inne dziedziny ludzkiej kreatywności) osiągały najwyższy poziom, zanim jakiś kataklizm nie zepchnął je na jakiś czas w niebyt.
Tak zrodził się kult starożytności; nauczono się szacunku dla zaginionych cywilizacji.
Jednak bodaj największym odkryciem – oraz intelektualno-artystyczną zagadką – stała się sztuka prehistoryczna. Malowidła naskalne z okresu paleolitu, odnalezione w grocie Lascaux (1940), a ponad pół wieku później w jaskini Chauveta (1994), gdzie zachowały się jeszcze starsze „obrazy”, okazały się tak naukową, jak artystyczną sensacją.
Ich autorzy pozostają bezimienni. Czy byli artystami?
Z pewnością malując – odprawiali rytuały.
„Człowiek jest dziedzicem otchłani”, pisze Ryszard Grzyb.
Bierze do ręki kawałek węgla i jak tamci na ścianach pieczary, tak on na chropawej powierzchni papieru rysuje zwierzęce hybrydy; kreśli znaki na ludzi i walkę z nieokiełznaną mocą, z duchami.
Zwierzęta pobudzają fantazję: są zagadką – co w środku? Człowiek wobec nich jak patyk bez właściwości, wrzucony w materię świata.
Szaman z pędzlem w dłoni tańczy między nimi.
Monika Małkowska
Ryszard Grzyb (ur. 1956), malarz, laureat nagrody im. Cybisa za 2010, projektant graficzny, poeta, karateka (ma czarny pas), Od dawna interesowały go „dzikie” rejony świata i umysłu. Zaczynał samodzielną twórczość na początku lat 80., kiedy najbardziej gorącym trendem była tzw. nowa dzikość (neue wilde).
W Polsce „dzika” czyli ekspresyjna, emocjonalno-intuicyjna sztuka łączyła się z reakcjami na stan wojenny i sytuację po nim. Wtedy rozpoczęła działalność warszawska Gruppa (Ryszard Grzyb do niej należał). Do praktyk tej formacji należało wspólne malowanie, czasem jednego obrazu jednocześnie. Ważne też były inne, pozamalarskie sposoby działania – performance, muzykowanie, wernisaże przeradzające się w interakcje z widzami. U Grzyba tę spontaniczność równoważy sprawność i precyzja karateki, a także poetycka wrażliwość na słowa.
Obok poezji tworzy absurdalne quasi-reklamowe slogany, które umieszczał w zaskakujących kontekstach.
Wystawa czynna od 3.07 – 30.09.2020 roku.