Niedziela 24 listopada
Emmy, Flory, Jana
RADOM aktualna pogoda

Marian Strudziński - 30 lat z aparatem fotograficznym na radomskiej ulicy

Marek Wiatrak 2013-06-14 12:00:00

Rozmawiamy z Marianem Strudzińskim, wybitnym fotografikiem, fotoreporterem i fotografem miejskim. Obecnie w Teatrze Powszechnym można oglądać wystawę jego prac teatralnych. Podczas wernisażu został za swoją działalność artystyczną odznaczonym Srebrnym Krzyżem Zasługi.

Marian Strudziński

Marek Wiatrak: Najlepsze Twoje zdjęcie to...

Nie mam szczególnego sentymentu do jakiegoś jednego zdjęcia. Bo ocena zdjęcia się zmienia. Nie ma zdjęć nieudanych. Na każde zdjęcie przychodzi czas. Niekiedy zdjęcia, które kiedyś uważałem za nieudane w tej chwili mają dużą wartość. Po latach odbierane są zupełnie inaczej. Dlatego nawet zdjęcia technicznie gorsze zachowuję, nie wyrzucam. Zostaje ślad.

Często słyszę rozmowy fotoreporterów pełno w nich mowy o sprzęcie. Co lepsze Canon czy Nikon?

O, tak nie będziemy rozmawiać! Gdy ktoś zaczyna rozmowę o fotografii od sprzętu, odchodzę. Dla niego nie liczy się dobra fotografia tylko marka, szpan.

Jako fotoreporterowi przyszło ci pracować w różnych warunkach. Śnieżyce, ulewy, wichury. Pamiętasz te najgorsze?

Owszem pogoda często przeszkadza. Robiłem zdjęcia w różnych warunkach na ziemi i z powietrza, w piwnicach i strychach kościołów, na wysypisku śmieci i oczyszczalni ścieków... Bez względu na porę, w nocy, o świcie, jeśli była potrzeba byłem do dyspozycji. Jak to w gazecie: zdjęcia z tragedii, wypadków. Byłem przy katastrofach Żelaznego i Su na Air Show.

Trzeba też było się przebijać przez ochronę, gdy fotografowałem wszystkich polskich prezydentów, licznych ambasadorów, papieża. Jako jedyny fotograf radomski jechałem z prezydentem Kaczyńskim z lotniska przez miasto.

Ale mocno też utkwiła mi w pamięci operacja w radomskim szpitalu. Na prośbę doktora Stępnia robiłem zdjęcia do jego pracy doktorskiej. Operował poparzone dziecko nową metodą, nie przyszywania, ale przyklejania skóry - mówię tak obrazowo jako laik. Przez ponad dwie godziny chodziłem wokół stołu operacyjnego, musiałem zaglądać przez ramiona lekarzy, nie przegapić żadnego szczegółu. To było szczególne doświadczenie, mimo ekstremalnego widoku musiałem wyłączyć uczucia i skupić się tylko na swojej pracy.

Jak zostałeś fotoreporterem?

Zupełnie banalnie trafiłem do "Dziennika Radomskiego" w 1992 r. Robiącego zdjęcia pod dworcem zauważył mnie redaktor Janusz Budzeń, a znał już mnie wcześniej z kółka fotograficznego w "Walterze". Zaproponował, bym spróbował robić zdjęcia do gazety. 

Byłem zaskoczony, wcześniej mimo kilku wystaw fotografowałem właściwie amatorsko. Zaczynałem od kółka w harcerstwie w Pionkach. Później, już w Radomiu, był wspomniany "Walter", dorabiałem na ślubach, weselach itp. I tu nagle taka propozycja. Poszedłem. Z czasem fotografowanie stało się podstawowym zajęciem, zostawiłem Zakłady Metalowe, gdzie pracowałem na produkcji specjalnej. 

Trafiłem na towarzystwo dziennikarskie, które dotychczas znałem tylko z gazety. Znane nazwiska: Sadowska, Twardowski, Ozimek, Kaca, Oleszczuk, Zając, Wyciszkiewicz - starzy wyjadacze. I grono młodych: Wlazlo, Karaś, Szałwicki, Łaciński, Wielochowski, Stępień... To była mocna ekipa i dobra gazeta. Sprawdziłem się, dostałem etat. Jako fotoreporter spędziłem na radomskiej ulicy 21 lat, a w ogóle robiąc zdjęcia Radomia - 30.

Jak sobie na tej ulicy radziłeś? Praca fotoreportera niesie przecież wiele niespodziewanych sytuacji, każdy z was ma w zanadrzu jakieś anegdoty. 

Było tego trochę. Gdy zaczynałem pracę w "Dzienniku radomskim" zdarzało się, że redaktorzy wysyłali mnie w jakieś miejsce dokładnie nie tłumacząc jak tam trafić, z jakiego miejsca złapać obiekt. I czasem gdy wracałem okazywało się, że zrobiłem zdjęcia zupełnie czegoś innego niż chcieli. Pytanie się wcześniej starych redaktorów, a zwłaszcza Wojtka Ozimka: "gdzie to jest?" - nie miało sensu. Zawsze odpowiadali w ten sam sposób: - W dupie! Szukaj sam. Teraz jest łatwiej - GPS, mapy w telefonie, wszędzie łatwo trafić.

Raz podczas przedstawienia w Teatrze Powszechnym miałem wpadkę. Źle pokierowany przez inspicjentkę z teatru w Bydgoszczy, który występował gościnnie w Radomiu, wszedłem ze sprzętem wprost na scenę. Omal nie wpadłem na Papkina, który akurat wypowiadał swoją kwestię (śmiech). 

To było za czasów dyrektora Kępczyńskiego. Ganiał mnie później po całym teatrze, zapowiadał, że jak przyjdę jeszcze raz to mnie na zbity pyski wyrzuci. Nie dał wytłumaczyć, że to nie moja wina. Kobieta, która mnie źle pokierowała później przepraszała i tłumaczyła, że w Bydgoszczy wejście na scenę było w przeciwną stronę niż w Radomiu i się po prostu pomyliła. 

Teraz już byś tak nie pobłądził. Teraz teatr to Twój drugi dom. Jesteś nadwornym fotografem radomskiego teatru.

Tak, i chciałbym się teraz jeszcze bardziej, na tym się skupić. Ta praca daje mi mnóstwo satysfakcji. Dyrektor Rybka organizuje próby fotograficzne, a ja lubię to robić, choć to niełatwe. Wydaje się, że to proste, bo ustawiona scenografia, światła. A to nie tak. 

Trzeba przede wszystkim nawiązać kontakt z aktorami, ale nie wolno im przeszkadzać. Trzeba pamiętać, że są przesądni, a tych przesądów jest bez liku. Np. po scenie mogę chodzić tylko w skarpetkach. 

Aktorzy to wspaniali ludzie, pracowici i profesjonalni. To nie film, gdzie można powiedzieć, że się będzie gotowym za 5 minut i towarzystwo poczeka. Albo przełożyć zdjęcia na drugi dzień, bo światło nie takie. W teatrze nie ma, że aktora boli. Musi o porze wyjść na scenę i zagrać swoje. Jestem aktorom wdzięczny, bo mi pomagają robić zdjęcia, które przecież nie mogą być gorsze niż poziom teatru.    

Jesteś chyba najlepszym w mieście świadkiem zmian jakie przez ostatnie dziesięciolecia przeszedł Radom. Jak w twojej ocenie zmieniało się miasto, radomianie?

Trudno się chwalić, ale Radom ma chyba ze wszystkich miast najlepsze archiwum fotograficzne. Choc np. w Sopocie jest trzech fotografów miejskich. Każda zmiana w mieście, każda większa impreza ma swój fotograficzny zapis. Jeśli, ktoś mówi, ze w Radomiu się nic nie dzieje - pokazuje mu swoje zdjęcia. Niektórzy otwierają usta ze zdziwienia. 

Co do samego miasta, to tak dynamicznie się zmienia, że praktycznie zdjęcia sprzed roku, a nawet pół roku są już archiwalne. Radomianin zaraz zauważy, że to przestarzała fotografia. Zmienia się drzewostan, ukwiecenie, elewacje, przybywają nowe obiekty inne są remontowane. Np. Plac Konstytucji 3 Maja praktycznie co rok zmienia swe oblicze. Teraz dojdą nowe fontanny, a niedawno nie było ogrodzenia kościelnego, przyciętych drzew, wystawy plenerowej, gazonów, ławek. Przybywa pomników, można wymieniać bez końca. I choć robię wiele, to mam poczucie, że nie ma czasu by zarejestrować wszystko. 

Jeśli chodzi o radomian, to sympatyczni ludzie, tolerują mnie (śmiech). Choć kiedy w "Dzienniku Radomskim" robiliśmy "Salonowca" z moimi uszczypliwymi zdjęciami, zdarzało się, że trzeba było się przed niektórymi chować, albo dzwonili niezadowoleni. Jeden się śmiał, inny miał pretensje, trzeci się obrażał.

Pamiętam, że kiedyś sam trafiłem do "Salonowca", bo złapaliście mnie na tym, że jadłem żurek w dość nietypowy sposób - nożem i widelcem. Oczywiście, prawda była taka, że w dawnym bufecie w Urzędzie Miejskim podawali żurek z całym jajkiem i pętkiem kiełbasy. Żeby wygodnie zjeść zupę łyżką, trzeba je było wcześniej pokroić. Ale kto by słuchał takich tłumaczeń. Poszło w świat. Przez parę dni nie miałem spokoju, wszyscy się ze mnie śmiali. Sam się śmiałem. Zostawmy jednak mnie. Teraz w teatrze można oglądać Twoją wystawę. Ale pewnie masz już pomysł na nowy projekt? 

Nadal chcę fotografować Radom, trochę inaczej, ale jednak wciąż Radom. Już realizuję pomysł roboczo nazwany "Cztery pory roku". To samo miejsce fotografowane nie tylko w różnych porach roku, ale też dnia i nocy. I tak przez lata. Mam już materiał jednego takiego miejsca z kilku lat: w oślepiającym słońcu, niewidocznego w mgle, zasypanego śniegiem, obleganego przez ludzi. Generalnie jedno miejsce i ciągłe zmiany. Dla mnie to bardzo ciekawe. 

Muszę Cię jeszcze zapytać o syna. Robi karierę we Włoszech. Niedawno portal Natemat.pl poświęcił mu duży artykuł i zapowiedział międzynarodowy sukces.

Kamil długo nie interesował się aparatem. Dopiero w liceum plastycznym pod okiem dobrego profesora Jerzego Kutkowskiego złapał bakcyla. I już w drugiej klasie dostał stypendium ministra kultury. To było po wygraniu festiwalu fotograficznego w Gdyni.

Później skończył Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu. Studiował również w School of Art and Design w Nottingham. Jego zdjęcia były publikowane m.in. zagranicznych magazynach m.in. we włoskich Elle i Marie Claire. Uczestniczył w wielu międzynarodowych wystawach. We Włoszech ma już ustaloną markę, jest szanowanym fotografem i wciąż się rozwija. Specjalizuje się w fotografii artystycznej. Fotografuje też modę, zwłaszcza fryzury.

Ojciec dumny?

Dumny. Bardzo dumny. 

------------------------------

Dyrektor Teatru Powszechnego Zbigniew Rybka o Marianie Strudzińskim:

Fotografia pojawiła się w naszym życiu jako sposób jego dokumentowania. Świadectwo miejsca, w którym jesteśmy, czasu, który mija, sytuacji, o której pamięć chcemy zachować. To jest moja rodzina. To jest mój dom. To krajobraz widziany z okna, to odsłonięcie pomnika naszego bohatera... To jestem ja. To jest mój świat. 

Bardzo szybko fotografia przestała być wyłącznie sposobem utrwalania rzeczywistości. Okazało się, że interesuje nas nie tylko to, CO pokazujemy, co chcemy uchwycić, zatrzymać, ale również, JAK to zrobimy. Element kreacji stał się równie istotny jak utrwalany w kadrze obraz. 

Fotografia zawsze łączy w sobie właśnie to CO i JAK… 

Coraz częściej interesuje nas w fotografii to, co interesuje ludzkość od zawsze: chęć dotarcia do tajemnicy, poznanie odpowiedzi na najważniejsze pytanie za pośrednictwem nie nauki, wiedzy, doświadczenia, ale sztuki - najdoskonalszego chyba sposobu zbliżania się do tajemnicy istnienia… 

Fotografia jest dziś samodzielną dyscypliną sztuki jak rzeźba, malarstwo, architektura… Ma swoją historię, dorobek, techniki. Poznajemy jej coraz nowsze, szersze i coraz bardziej niezwykłe możliwości… Doświadczenie, rutyna? W fotografii na szczęście pojawiają się bardzo rzadko, bo fotografia zajmuje się niepowtarzalnym. Tym, co dzieje się. Dzieje się tu i teraz, by chwilę później stać się czymś innym. Innym bytem, komunikatem, zdarzeniem. Innym światem. 

Czasem jednak przed fotografią staje zadanie wyjątkowe. Dzieje się tak wtedy, gdy fotografia, ten dziwny wytwór ludzkich poszukiwań, artefakt świadczący o naszych aspiracjach poznawczych, ma zadanie zatrzymania w pamięci, zatrzymania w czasie… innego dzieła sztuki: teatru. Jaką musi znaleźć w sobie siłę, świeżość spojrzenia i wyobraźnię, żeby obronić siebie i zachować wszystkie walory dokumentowanego dzieła sztuki!

To niezwykłe zadanie, z którym Marian Strudziński przez kilka ostatnich lat mierzył się w teatrze dziesiątki razy z wielkim, godnym szacunku, powodzeniem. 

Zbigniew Rybka

Więcej o najnowszej wystawie Mariana Strudzińskiego i jego szczegółowy biogram tutaj  

Chcesz szybciej dowiadywać się o nowych wydarzeniach, czytać najświeższe artykuły, a jeszcze nie dołączyłeś do nas na Facebooku? KONIECZNIE ZRÓB TO TERAZ >>

Komentarze naszych czytelników

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu

Dodaj komentarz

Nie przegap

RADOM aktualna pogoda

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies.

Strona używa cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług oraz prowadzenia statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.

Akceptuję, nie pokazuj więcej
Polityka prywatności Ochrona danych osobowych