Podczas poniedziałkowej sesji Rady Miejskiej, Józef Bakuła przedstawił informacje o stanie bezrobocia w Radomiu i powiecie radomskim. Statystyki pokazują, że bezrobocie spada w rekordowym tempie.
W październiku liczba osób zarejestrowanych w PUP jako bezrobotne zmniejszyła się o 552 osoby. 366 spośród nich to radomianie, pozostali są mieszkańcami powiatu. Aktualnie bez pracy pozostaje w sumie 26 103 osoby, z czego w Radomiu - 14 537 osób. Stopa bezrobocia we wrześniu wynosiła w naszym mieście 16,4%, a w powiecie radomskim - 22,3%.
Dyrektor wspomniał też o problemach jakie mają pracodawcy, aby znaleźć pracownika, pomimo tego, że w Radomiu wciąż mamy kilkanaście tysięcy bezrobotnych. Nie chciał z trybuny mówić o wpływie programu 500+ na stan bezrobocia, bo jak stwierdził: „była to decyzja polityczna.”
Przedsiębiorcy z Radomia i okolic wciąż poszukują pracowników, ale choć w bezrobotnych wciąż mamy wielu, osoby do pracy ciężko znaleźć. Dlaczego?
Józef Bakuła: Są trzy przyczyny. Po pierwsze połowa osób zarejestrowanych w PUP nie jest zainteresowanych pracą. Są zainteresowani byciem bezrobotnym z innych względów - by móc korzystać z bezpłatnej opieki zdrowotnej oraz z pomocy socjalnej, bo tak ubezpieczenie zdrowotne, jak i ośrodki pomocy społecznej wymagają od nich statusu osoby bezrobotnej.
Druga grupa, ponad 30% to ludzie nie posiadający żadnych kwalifikacji zawodowych. 10% z nich to absolwenci liceów ogólnokształcących, pozostali są absolwentami gimnazjów, bądź z wykształceniem niższym niż gimnazjalne - z podstawowym, czy nawet niepełnym podstawowym. Więc trudno sobie wyobrazić jakąś pracę dla nich, poza jakąś prostą fizyczną. Lecz takich zajęć jest coraz mniej, bo mechanizacja i automatyzacja wszędzie postępuje. Te dwa zbiory osób się zazębiają - ci bez kwalifikacji są także wśród tych bez chęci do pracy.
I wreszcie trzecia grupa - niespełna 20% wszystkich bezrobotnych, to ludzie którzy posiadają kwalifikacje, ale są one nieadekwatne do potrzeb pracodawców, tak na rynku lokalnym, jak i ogólnopolskim. To są głównie osoby o wykształceniu humanistycznym.
W związku z tym - tak naprawdę ludzi gotowych do pracy, spełniających potrzeby rynku pracy, tak naprawdę już nie mamy. Trafiają się jakieś pojedyncze osoby. Mamy około 600 ofert pracy, wciąż aktualizowanych, ale chętnych na tę pracę nie ma.
Na niedawnych, corocznych Targach Pracy - dało się zauważyć dużo mniej bezrobotnych niż w ubiegłych latach.
Też to zauważyliśmy. To tylko potwierdza sytuację o której mówię. Zawsze na targach gromadziliśmy około 500 ofert pracy i przychodziło ponad 2 tysiące ludzi poszukujących pracy. W tym roku było 1200 ofert, bardzo różnorodnych, a uczestników tylko nieco ponad 1000. Czyli zdecydowanie mniej niż zwykle.
Zapewne duża część ludzi mających statut bezrobotnego pracuje w szarej strefie.
Z całą pewnością tak, natomiast skali tego zjawiska nie jesteśmy w stanie określić. Nie mamy instrumentów, by to zbadać. Na szarą sferę ma wpływ program 500+. Przedsiębiorcy opowiadają nam, jak przychodzą do nich pracownicy i mówią, że się zwalniają z pracy, bo im się ona nie opłaca. Ale na koniec rozmowy proszą, by pracodawca zatrudnił ich na czarno. Po to by wziąć na wszystkie dzieci 500+ i żeby móc korzystać z pomocy społecznej.
Ludzie robią różnego rodzaju wyliczenia, kombinacje - po to, aby się nie napracować, a skorzystać z pieniędzy publicznych. Niektórzy wprost mówią, że im się pracować nie opłaci, bo więcej są w stanie wyegzekwować od ośrodków pomocy społecznej, niż zarobić np. najniższą pensję.
Jakieś rada na to jest?
Są do tego potrzebne dwie rzeczy. Po pierwsze, uniezależnienie składki ubezpieczenia zdrowotnego od posiadania statutu osoby bezrobotnej. Darmowe leczenie mamy przecież zagwarantowane w konstytucji. Z niej wynika obowiązek państwa wobec obywateli i nie potrzeba ich zobowiązywać, by się rejestrowali jako bezrobotni.
Po drugie ośrodki pomocy społecznej także powinny przestać uzależniać udzielanie pomocy ludziom od posiadania statutu bezrobotnego. Wtedy osoby niezainteresowane pracą nie rejestrowałyby się w jako bezrobotni, bo to nie byłoby im do niczego potrzebne. A tak obecnie połowa zarejestrowanych bawi się z nami w ciuciubabkę - udają, że chcą pracować, po to by dostawać świadczenia socjalne. Gdyby to zmienić, mielibyśmy w rejestrze tylko osoby faktycznie chcące pracować.
Dopóki nie mieliśmy ofert pracy, nie mogliśmy tego problemu zidentyfikować. Teraz będziemy te osoby kierować do pracy i jeżeli nie będą jej podejmować, będziemy wykreślać je z rejestru bezrobotnych. Są na to przepisy. Możemy wyrzucić za pierwszym razem na 90 dni, za drugim na 180, za trzecim na 270. Ale to nie oznacza, że ich na zawsze wykreślimy. Mają prawo powrotu.
Dopytam o składkę o ubezpieczenie społeczne, bo w skali kraju chodzi o wielkie pieniądze. Trzeba wciąż liczyć bezrobotnych, którzy przecież i tak mają prawo do darmowej opieki zdrowotnej.
To jest rzeczywiście chore rozwiązanie. Pieniądze na ubezpieczenia zdrowotne wędrują od instytucji do instytucji, od banku do banku. Z ministra finansów do ministra pracy, od ministra pracy do wojewody, od wojewody do starosty, od starosty do urzędów pracy. Po drodze banki zarabiają na prowizjach. A wystarczyłoby żeby na podstawie naszych sprawozdań, które robimy co miesiąc - minister finansów wpłacił odpowiednią kwotę do Narodowego Funduszu Zdrowia. I byłoby po kłopocie, nie potrzeba by było tego całego łańcuszka, angażowania pracy wielu osób i niepotrzebnego wydawania pieniędzy.
Wiem, że trwają jakieś prace w ministerstwie zdrowia nad zmianą obecnego stanu rzeczy. Tylko jako dyrektorzy urzędów pracy od wielu lat, od czasu ministra gospodarki Jerzego Hausnera (był ministrem w latach 2003-2005 - przyp. red.) apelujemy o takie wyprowadzenie składki zdrowotnej poza ten system i do tej pory nic z tym nie zrobiono.
Najszybsze informacje z Radomia wprost na Twojego Facebooka:
KLIKNIJ I POLUB NAS TERAZ >>