- Jaka jest historia powstania Klubu Abstynentów Wzajemnej Pomocy "Victoria"?
Marek Cichoń: - Społeczne Komitety Przeciwalkoholowe zaczęły powstawać w Polce około 1960 roku. Niewątpliwie do ich rozwoju przyczyniła się pierwsza po wojnie ustawa o przeciwdziałaniu alkoholizmowi, którą datuje się na 1958 r. Co prawda, miała ona wówczas symboliczne znaczenie, wychodziła jednak naprzeciw społecznym oczekiwaniom. Powstające Społeczne Komitety Przeciwalkoholowe rosły powoli, ale skutecznie.
Wraz z ich rozwojem dojrzewała myśl o zakładaniu klubów abstynenckich, tzn. miejsc w których mogliby spotykać się bierni alkoholicy w celach terapeutycznych. Już wówczas specjaliści leczący na co dzień choroby alkoholowe dostrzegali potrzebę funkcjonowania ostatniego ogniwa w procesie leczniczym, a mianowicie terapeutycznej grupy środowiskowej skupiającej alkoholików i członków ich rodzin. Tak oto powstały w Radomiu kluby abstynenckie, których historię lokujemy z końcem lat 70-tych. Najliczniejszy z nich Victoria – funkcjonuje już od 28 lat.
- Jakie są zadania i formy działalności stowarzyszenia, klubu?
Marek Cichoń:- Głównym zadaniem jest pomoc ludziom uzależnionym od alkoholu i ich rodzinom. Można śmiało nazwać nasze stowarzyszenie, klubem rodzinnym, gdyż każdy, kto wyrazi chęć uczestnictwa w naszym działaniu w różny sposób otrzyma pomoc. Jesteśmy instytucją otwartą dla wszystkich. Szczególny nacisk kładziemy na rehabilitację uzależnionych od alkoholu.
W ciągu tygodnia odbywają się spotkania na których poruszane są różne tematy, w szczególności dotyczące nauki życia bez alkoholu. Wszystkie nasze zajęcia, spotkania nawiązują właśnie do tego tematu. W klubie istnieje też grupa wsparcia, zrzeszająca kobiety tak uzależnione jak i współuzależnione. Spotkania dla nich odbywają się w czwartki o 17:30. Nie zapominamy też o dzieciach. U nas uczą się przebywania razem z rodzicami, nawiązują bliższe więzi, poznają świat, w którym żyje się bez alkoholu.
Jako stowarzyszenie organizujemy rodzinne obozy integracyjne oraz warsztaty terapeutyczne. Współpracujemy ze służbą zdrowia i organami administracji państwowej i samorządowej, oraz innymi organizacjami pozarządowymi. Poza tym organizujemy spotkania w szkołach, konferencje, konkursy i festyny o tematyce dotyczącej problemów alkoholowych.
W jaki sposób pozyskujecie fundusze na sfinansowanie działalności stowarzyszenia ?
Nasza organizacja utrzymuje się w dużej mierze dzięki dotacjom udzielanym przez miasto, a w niewielkim procencie także ze składek członków. Piszemy projekty, staramy się pozyskiwać pieniądze z różnych źródeł. Dużym naszym atutem jest to, że od 1997 roku mamy własny ośrodek szkoleniowo – wypoczynkowy w Czarnieckiej Górze w gminie Stąporków. Tam co najmniej 4 razy w roku organizujemy wypoczynek dla całych rodzin. Dla tych rodzin często są to pierwsze wyjazdy od wielu lat poza granice Radomia.
Ile osób skupia stowarzyszenie?
Członkami stowarzyszenia mogą być zarówno osoby uzależnione jak i nieuzależnione. Łącznie jest nas ponad setka, z czego około czterdzieści osób jest na etapie dochodzenia do trzeźwości. Generalnie w ciągu roku przez stowarzyszenie przewija się około 200 osób. To jest płynna liczba, której nie da się jednoznacznie określić. Jedni przychodzą, inni odchodzą.
Niestety tych, którzy przychodzą i zostają jest mniejszość, nad czym ubolewamy. Widocznie nie dla każdego, kto do nas trafia, jest to już ten właściwy moment i ostateczna decyzja o pozostaniu w trzeźwości. Wiele osób jest w takim okresie przejściowym, że już próbują nie pić, ale nie zawsze im wychodzi. Tak działa choroba alkoholowa. My pomagamy tym, którzy chcą pomocy. Jeżeli ktoś tą pomoc odrzuca, to nic na siłę.
A co z tymi leczonymi z nakazu?
- Takie przymusowe leczenie działa, ale tylko na krótki czas - pól roku, rok… Uważam, że jeżeli ludzie gdzieś dalej się nie rehabilitują, nie uczą nowego życia, to mają niewielkie szanse wytrwać w trzeźwości. Jak ktoś nie wykorzysta tego czasu leczenia na zdobycie wiedzy o swojej chorobie i metodach radzenia sobie z nią, to prędzej czy później wróci do picia.
Jeśli ktoś się zaszył tylko po to, żeby czuć się bezpiecznym, to po tych 8 czy 9 miesiącach zaczyna się takie tykanie bomby zegarowej. Do momentu kiedy znowu można się napić. No i jest próbowanie. Piwo? A wypiłem i nic się nie dzieje, innym razem trochę wódki… i się zaczyna od nowa, tak to działa , taki jest mechanizm.
W jaki sposób trafiają do Was osoby z rodzin dotkniętych chorobą alkoholową?
- Ja pracuję także w Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych i mam kontakt z takimi osobami, które wymagają pomocy. Dla tych, którzy nie chcą się leczyć przymusowo, nasza oferta jest formą alternatywy. Najwięcej osób trafia do nas jednak z zespołów pracy socjalnej z MOPS-U. W tej chwili ta niebieska karta która działa, jest pewnego rodzaju motorem napędowym i formą nacisku dla tych ludzi.
Często bywa tak, że trafiają do nas kobiety – współuzależnione - bo od kogoś trzeba zacząć. Łatwiej jest zacząć od kobiety i przekonać ją, żeby zadbała o siebie i dzieci, a nie o męża. Taka kobieta zwykle przychodzi i się żali – bo ja za niego robię to, tamto i siamto, a my jej pytamy – kobieto , gdzie ty jesteś? Gdzie są twoje potrzeby i potrzeby twoich dzieci? Uświadamiamy jej, że facetów to może mieć dziesięciu , ale dzieci ma tylko jedne. I życie też ma tylko jedno. Jeżeli teraz o nie nie zadba, to nie ma szansy godnie przeżyć tego życia. Jak obserwujemy, tego typu argumenty często trafiają do tych kobiet.
Niejednokrotnie zdarza się, że i mężczyźni trafiają do nas za swoimi kobietami, bo one przychodzą tu pierwsze i szukają pomocy. Facet czasem nawet z zazdrości przyjdzie do nas, żeby sprawdzić gdzie ta jego kobieta chodzi, że wraca taka radosna i zrelaksowana. U nas się wygada, dostanie wsparcie, odreaguje negatywne emocje. W efekcie zaczyna dbać o siebie. I to działa.
- Jak można dotrzeć do osób, które już mają problem , a jeszcze do Was się nie zgłosiły?
W Polsce jest około 4 mln osób uzależnionych, a około 8 mln pije szkodliwie lub ryzykownie. Przede wszystkim ważna jest edukacja. W Polsce wciąż za mało mówi się na temat alkoholu i jego negatywnych skutków. Zbyt mało jest także profilaktyki w szkołach, a potrzeby są ogromne.
Jeśli natomiast chodzi o samych uzależnionych, to należy do nich mówić i opowiadać im o przykładach osób, które już przeszły przez to bagno i odbiły się od dna. Trzeba alkoholikowi koniecznie pokazywać, że to dno jest przed nim. On musi mieć świadomość co go czeka, jeśli nic ze sobą nie zrobi. Powinien wiedzieć że nieuchronnie zmierza w tym kierunku. Dla jednego dnem jest opuszczenie przez rodzinę, dla innego komornik, a dla jeszcze innego takim dnem okaże się jego własny grób. Ale wtedy jest już za późno.
A jakie są największe sukcesy w działalności stowarzyszenia?
- Przez te 28 lat, doliczyliśmy się 1080 rodzin, które przeszły przez nasz klub i wierzymy, że około 90 procent z nich nadal jest trzeźwych. Wielokrotnie spotykamy się z tymi ludźmi gdzieś na ulicy, w sklepie i zawsze jest pytanie – Jak tam co u Ciebie ? Trzymasz się ? – Trzymam się człowieku. Takie odpowiedzi są budujące.
W swojej historii mamy nawet kilka przypadków małżeństw, które ponownie – wiele lat po rozwodzie, zeszły się ze sobą i znowu są razem. Byliśmy nawet na ich ślubach i bezalkoholowych weselach. To niesamowite jak Ci ludzie z trudem i mozołem odbudowują swoje życia i zerwane więzi rodzinne. Dla nich warto pracować i czekać na efekty tej pracy. Nawet jeśli dochodzenie do trzeźwości i nauczenie się nowego sposobu życia miałoby potrwać kilka lat.